Back office na żądanie – dlaczego firmy rezygnują z pełnoetatowych asystentów?

    • Poradnik
    • #Back office
    • #Back office na żądanie
    • #Jak działa AskHenry
    • #Pomoc

Kiedy Robert, właściciel butikowej firmy IT, po raz trzeci w tym tygodniu musiał sam zamówić kawę, tonery i papier do drukarki, coś w nim pękło. Nie chodziło o to, że nie potrafił. Potrafił aż za dobrze. Ale czy naprawdę po to budował firmę, żeby w międzyczasie dopilnowywać papieru toaletowego?

Asystentka, która jeszcze rok temu ogarniała całą tę „niewidzialną” robotę, odeszła. Nowej nie było, bo nikt nie miał czasu na rekrutację, wdrożenie i szkolenie, a budżet na etat był… delikatnie mówiąc, niepewny. Zamiast szukać „wielofunkcyjnej osoby od wszystkiego”, Robert postawił na coś innego. Zlecił obsługę biura… na zewnątrz. Na żądanie. I pierwszy raz od miesięcy poczuł, że znowu może oddychać.

Robert nie jest wyjątkiem.

Back office na żądanie to nie futurystyczny wymysł, tylko bardzo realna odpowiedź na potrzeby współczesnych firm. Z danych Global Market Insights wynika, że rynek wirtualnych asystentów był wart 4,2 miliarda USD w 2023 roku, a do 2030 urośnie do 11,9 miliarda USD. Średnioroczny wzrost? 34%. A niektóre analizy przewidują jeszcze więcej, nawet 44,25 miliarda USD do 2027 roku.

Dlaczego tak się dzieje?

Firmy rezygnują z pełnoetatowych ról administracyjnych, bo coraz rzadziej potrzebują „człowieka na miejscu”. Potrzebują rozwiązań, które działają zawsze, a nie tylko do 17:00, kiedy akurat ktoś nie jest na urlopie. Potrzebują efektów, nie etatów.

Back office na żądanie to nie tylko sposób na oszczędność. To nowy sposób myślenia:
o czasie, o zasobach, o pracy, która po prostu ma być zrobiona.

W tym artykule pokażemy Ci, dlaczego coraz więcej firm porzuca tradycyjny model, co zyskują
i dlaczego może to być najlepsza decyzja, jaką podejmiesz w tym kwartale.

Era asystenta biurowego: skąd przyszliśmy?

Jeszcze dekadę temu trudno było wyobrazić sobie biuro bez asystentki z kubkiem kawy w jednej ręce i skoroszytem w drugiej. W wielu firmach, szczególnie tych bardziej tradycyjnych, stanowisko asystenta czy sekretarki było niemalże „meblem systemowym”. Niezbędne, oczywiste, niepodważalne.

Z danych z lat 2013–2014 wynika, że aż 78% osób na tych stanowiskach zajmowało się podawaniem napojów podczas spotkań, a 70% organizowało delegacje przełożonym. To był świat segregatorów, kabli do projektorów i drukarek z tonerem, który akurat się skończył, a nie automatycznych systemów i synchronizacji w chmurze.

W tamtym czasie funkcja asystenta była zdecydowanie sfeminizowana i zrutynizowana – aż 44% osób pełniących te role to „asystentki”, 22% sekretarki, a tylko 12% tytułowało się office managerami. I choć praca była konkretna, to technologia niekoniecznie. Ponad połowa (54%) sekretarek nie korzystała z OCR, a przepisanie jednego dokumentu A4 zajmowało średnio 30 minut. Brzmi jak prehistoria? A to było zaledwie 10–15 lat temu.

Równolegle zmieniała się struktura firm. W ciągu ostatnich 12 miesięcy w Polsce powstało ponad 150 tysięcy mikrofirm, z czego aż 302 tysiące to jednoosobowe działalności. Mikroprzedsiębiorstwa odpowiadają dziś za ponad 30% polskiego PKB. I właśnie tam nie ma przestrzeni na zatrudnienie
„na wszelki wypadek”. Nie ma biura, w którym ktoś ma czekać „aż coś będzie do zrobienia”.

Back office na żądanie to odpowiedź na realne potrzeby, nie tylko w wielkich korporacjach, ale właśnie w startupach, małych zespołach i firmach, które stawiają na zwinność. Gdzie każda godzina, każde zadanie i każdy budżet mają swoje konkretne miejsce. Gdzie zamiast „mieć kogoś od tego”, liczy się mieć to zrobione szybko, dobrze i bez etatu.

W 2023 roku Polacy spędzili łącznie ponad 287 milionów dni na zwolnieniach lekarskich, Dlatego back office na żądanie to dobre rozwiązanie.

Co się popsuło?

W teorii miała być ulga. Osoba, która „zdejmuje z głowy” to wszystko, co drobne, ale upierdliwe.
W praktyce? Często wygląda to zupełnie inaczej.

W jednej firmie asystentka ogarnia podróże służbowe, dokumenty, onboarding i rocznicowe ciastka. W innej robi kawę, odbiera telefon i wpisuje dane do CRM-a. A w jeszcze innej… nikt nie wie, czym się właściwie zajmuje, dopóki nie zachoruje. I wtedy się zaczyna.

Brak elastyczności to jedno z najczęściej wskazywanych przez pracodawców wyzwań w tradycyjnym modelu. Bo gdy pełnoetatowy asystent wypada z gry, nie ma systemu, jest panika. Trzeba dzielić zadania po zespole, „jakoś to ogarnąć”, a potem jeszcze nadrobić opóźnienia.

Z danych ZUS za 2023 rok wynika, że Polacy spędzili łącznie ponad 287 milionów dni na zwolnieniach lekarskich, a przeciętne L4 trwało prawie 11 dni. To niemal miesiąc nieobecności
w roku
. I to przy pełnym wynagrodzeniu.

Dochodzi do tego koszt samego zatrudnienia – nie tylko pensja, ale też rekrutacja, wdrożenie, szkolenia, sprzęt, biurko, ZUS i umowa, którą potem trzeba „rozwiązać zgodnie z przepisami”. W 2024 roku mediana wynagrodzeń sekretarek to 5050 zł brutto, ale w dużych miastach dochodzi do nawet 8000. A przecież mówimy o jednym stanowisku. Co, jeśli nie działa?

I tu zaczyna się problem: rola asystenta/asystentki nie ma wspólnego mianownika. Każda firma definiuje ją inaczej. Czasem to „prawa ręka CEO”, czasem „ktoś od zamówień”. Efekt? Rekrutacja
to ruletka – nie wiesz, czy zatrudniasz organizatora chaosu, czy mistrza delegowania.

A przecież wiele z tych zadań już nie wymaga człowieka na miejscu. Kalendarz zsynchronizujesz w sekundę, faktury wpadają same, dokumenty podpisujesz jednym kliknięciem. Papierologia odpływa powoli w przeszłość, a razem z nią potrzeba „bycia fizycznie” w biurze.

Właśnie dlatego back office na żądanie zyskuje na znaczeniu. Bo zamiast zatrudniać na etat „kogoś od wszystkiego”, firmy wolą mieć dostęp do zespołu, który działa wtedy, kiedy trzeba. Bez absencji. Bez „proszę przynieść zaświadczenie”. Bez kosztów stałych, które duszą.

To nie kaprys. To reakcja na rzeczywistość, która przestała mieścić się w starym schemacie.

Czym jest back office na żądanie?

Wyobraź sobie, że codzienne, biurowe zadania nie czekają, aż ktoś wróci z urlopu. Nie piętrzą się na biurku, po prostu się dzieją. Spotkania się umawiają, umowy są wysłane, kurier już odebrał paczkę,
a dział HR ma komplet dokumentów onboardingowych na czas. Ale nie dlatego, że zatrudniłasz kolejnego pracownika. Dlatego, że masz dostęp do zespołu, który działa wtedy, kiedy go potrzebujesz – bez etatu, bez zbędnych formalności, bez przestojów.

To właśnie back office na żądanie.

Dla Magdy z branży kreatywnej to była zmiana jak przejście z roweru na hulajnogę elektryczną. Wcześniej sama monitorowała odbiory, umawiała kuriera, przypominała zespołowi o oddaniu sprzętu po zakończeniu projektu. Dziś mówi:

„Nie wiem, kiedy to wszystko się dzieje. Ale wiem, że się dzieje. I to wystarczy.”

To właśnie sedno tego modelu – spokój, który pojawia się wtedy, gdy nie musisz już kontrolować każdej drobnostki.

Nie chodzi tu o jedną osobę, tylko o elastyczne wsparcie administracyjne. Zespół, który potrafi zorganizować spotkanie z urzędnikiem, przygotować pakiet dla nowego pracownika, odebrać z pralni dywan z biura i jeszcze sprawdzić, czy zamówienie z Ikei dojechało tam, gdzie miało. I zrobi to wtedy, kiedy trzeba, nie wtedy, kiedy „jest w pracy”.

W firmach korzystających z tego modelu, często nawet nie wiadomo, kto dokładnie wykonał dane zadanie – bo to nie nazwisko się liczy, tylko efekt. Liczy się to, że „jest załatwione”.

Back office na żądanie działa lepiej, bo:

  • nie bierze urlopu, nie choruje, nie znika nagle „do lekarza”

  • jest kompetentny – nie uczysz go, jak wygląda ePUAP albo gdzie jest Twój NIP

  • jest skalowalny – możesz zlecić jedno zadanie dziennie albo pięćdziesiąt w tygodniu

  • nie generuje kosztów zatrudnienia – płacisz za efekt, nie za obecność

Z perspektywy właściciela firmy to jak posiadanie superasystenta z przyciskiem ON/OFF – tyle
że zespół działa w tle, bez potrzeby kierowania i kontrolowania wszystkiego ręcznie.

Coraz więcej firm odkrywa, że to nie obecność ludzi w biurze robi różnicę, tylko to, czy rzeczywiście coś się przesuwa do przodu. A jeśli może się przesuwać szybciej, taniej i bez stresu?
No to odpowiedź nasuwa się sama.

Wirtualni asystenci są nawet 2x szybsi niż pracownicy etatowi. Back office na żądanie to również oszczędność i wzrost wydajności.

Czas, elastyczność i spokój – nowa waluta przedsiębiorców

Kiedyś miarą sukcesu była liczba ludzi w zespole. Dziś? Coraz częściej liczy się czas, którego nie musisz oddawać operacyjnej krzątaninie.

Delegowanie przestaje być luksusem. Staje się strategią przetrwania. Bo jeśli jesteś właścicielem firmy i w poniedziałek o 7:30 zajmujesz się przeadresowaniem paczki, w środę odpowiadasz na pytania działu kadr, a w piątek dzwonisz do firmy sprzątającej to kiedy właściwie masz czas
na prowadzenie biznesu?

Nie chodzi już tylko o pieniądze. Czas, elastyczność i spokój to nowa waluta współczesnych przedsiębiorców. To one pozwalają podejmować lepsze decyzje, szybciej reagować i dbać o rzeczy, które naprawdę pchają firmę do przodu.

Z badań wynika, że właściciele małych firm spędzają aż 68% swojego czasu na zadaniach operacyjnych, zamiast na rozwoju strategii. A dyrektorzy generalni tracą średnio 16 godzin tygodniowo na obowiązki administracyjne – takie, które równie dobrze mógłby wykonać sprawny back office na żądanie.

Co to oznacza w praktyce? Że często płacimy za dostępność 40 godzin w tygodniu, mimo że realnie zadań jest na 12. Tymczasem model back office na żądanie pozwala korzystać z realnego wsparcia wtedy, gdy go naprawdę potrzebujesz – bez nadmiaru, bez braków, bez komplikacji.

Emocje? To one najczęściej pojawiają się w rozmowach o delegowaniu. Ulga, że ktoś to ogarnia. Poczucie kontroli, że nie trzeba o wszystkim pamiętać. I jeszcze jedno, mniejsze zmęczenie psychiczne, bo codzienność przestaje przytłaczać.

Coraz więcej liderów przechodzi od myślenia „mam kogoś od tego” do przekonania „mam to zrobione”. Bo na koniec dnia nie liczy się, kto wykonał zadanie. Liczy się to, że możesz spokojnie zamknąć komputer i wiedzieć, że nic nie zostało na później.

A przecież właśnie o to chodzi. O to, by na koniec tygodnia mieć: zamówiony sprzęt, podpisane dokumenty, odwołaną salę, odebraną paczkę i odprawioną delegację. Bez pytań, bez przypomnień.

Właściciele małych firm spędzają 68% swojego czasu na operacyjnych zadaniach, dlatego back office na żądanie jest kluczowy dla nich.

Co zyskujesz, przechodząc na back office na żądanie?

Dla wielu firm to już nie wybór, a naturalna konsekwencja zmian. Ale jeśli wciąż się wahasz, zobacz, co naprawdę zyskujesz, kiedy zamiast kolejnego etatu, decydujesz się na back office na żądanie.

  • Czas, który możesz zainwestować w: strategię, relacje, rozwój. Nie w papier toaletowy i odbiory kurierskie.

  • Spokój, że rzeczy „po prostu się dzieją” – bez konieczności kontrolowania każdego zadania
    z osobna.

  • Elastyczność, której nie da Ci żaden pełnoetatowy pracownik. Potrzebujesz więcej? Masz. Mniej? Też.

  • Jakość, która nie zależy od humoru jednej osoby. Masz zespół, który wie, co robi i działa jak dobrze skalibrowana maszyna.

  • Wsparcie, które nie znika na urlop, nie choruje i nie potrzebuje okresu próbnego, żeby się wdrożyć.

To zmiana nie tylko operacyjna, ale też mentalna. Przestajesz być „od wszystkiego” i zaczynasz mieć rzeczy zrobione.

Argumenty firm, które korzystają z back office na żądanie

Kiedy Paulina, Head of People w agencji rekrutacyjnej, zobaczyła swój kalendarz na wtorek, po prostu… westchnęła. Planowanie onboardingu nowej osoby, zamówienie laptopa, zmiana sali konferencyjnej, wysyłka paczki do klienta i jeszcze przypomnienie o podpisaniu jednej umowy,
która – jak na złość – gdzieś utknęła w workflow. Niby drobiazgi. Ale to one zabierały jej najlepsze godziny w ciągu dnia.

Wtedy pojawił się pomysł: a co, gdyby ktoś inny to ogarnął? Nie jeden człowiek.
Zespół. W tle. Cicho i skutecznie.

Dziś Paulina mówi:
„Nie wiedziałam, ile rzeczy robiła nasza asystentka, dopóki ich nie przejęliście i zrobiliście lepiej”.

Historii takich jak ta jest coraz więcej. I to nie przypadek.

W firmie technologicznej, która wdrożyła back office na żądanie, czas pracy zespołu sprzedażowego uwolnił się od bieżących „zapychanek” – odbiorów paczek, organizowania wyjazdów, pilnowania drukarki czy zamówień biurowych. Efekt? Więcej czasu na klientów, mniej frustracji.

Dlaczego firmy decydują się na takie rozwiązanie?

  • Bo przeciętny użytkownik AskHenry oszczędza 8,5 godziny miesięcznie.
  • Bo nie muszą się już martwić, kto przejmie zadania, gdy „ta osoba od wszystkiego” pójdzie na L4.
  •  Bo mogą łatwo skalować wsparcie – bez nowej umowy, bez rekrutacji.

Ale chodzi nie tylko o czas. Chodzi o emocje.

„Dzięki AskHenry mogę walczyć o każdą minutę mojego czasu. To komfort, którego wcześniej nie miałem”

Obcenie dostępność 24/7 nie jest luksusem, tylko  niestety często oczekiwaniem, przez co back office na żądanie przestaje być ciekawostką. Staje się odpowiedzią. Firmy nie chcą już płacić za 40 godzin tygodniowo, kiedy realnie zadań jest na 12. Chcą płacić za jakość. Za spokój. Za to, że nie muszą o niczym pamiętać. I coraz częściej słyszą od zespołu: „Wreszcie możemy robić to, po co
tu jesteśmy”
.

Etat to często kompromis – między dostępnością a opłacalnością, między zaangażowaniem a skalowalnością. Back office na żądanie odwraca te proporcje. Nie musisz decydować, czy to już pora na zatrudnienie, czy jeszcze chwilę poczekać. Możesz po prostu działać w rytmie Twojej firmy, a nie sztywnego grafiku.

Czy Twoja firma naprawdę potrzebuje kogoś na etacie?

Zatrudnianie to decyzja, której skutki potrafią ciągnąć się miesiącami, a czasem nawet latami. Nie chodzi tylko o koszty. To zobowiązanie, formalności, odpowiedzialność i zawsze ryzyko, że nowa osoba nie odnajdzie się w rytmie Twojej firmy.

Ale co, jeśli Twoja firma wcale nie potrzebuje kolejnego etatu?
Może to, czego naprawdę Ci trzeba, to back office na żądanie – system wsparcia, który działa wtedy, gdy go potrzebujesz, a nie tylko w godzinach pracy.

Zadaj sobie jedno pytanie:
Czy chcesz kogoś od zadań, czy po prostu mieć zadania zrobione?

Jeśli bliżej Ci do tej drugiej odpowiedzi, to czas na rozwiązanie, które będzie prostsze, bardziej elastyczne i zwyczajnie skuteczne.

Jeśli chcesz sprawdzić, jak to działa w praktyce odezwij się.
Działamy szybko, cicho i skutecznie. A Ty możesz wreszcie wrócić do rzeczy ważnych.

Napisz do nas i zobacz jak wirtualna asystentka od AskHenry pomoże Ci oszczędzać czas i energię.

 

Zobacz również

Szukasz ciekawej pracy? Dołącz do nas!

Twórz razem z nami firmę, która ma ambicję zmienić rynek benefitów pracowniczych. W AskHenry oszczędzamy czas naszym Klientom. Nie tylko dostarczamy Im świetną usługę, ale przede wszystkim – uśmiech i czas wolny po pracy :)